16 lipca 2012

le temps est compté

    Budzę się. Jestem w jego mieszkaniu, w jego łóżku, on obejmuje mnie w pasie. Noc zapomnienia. Noc dawnych uczuć. Czuję jego wzrok na sobie.
 - Już nie śpisz - stwierdza, całując mnie w szyję.
 - No, nie śpię - zgadzam się, po raz pierwszy od wielu dni uśmiechając się.

   Idziemy na trening, który toczy się normalnie. Jak na razie moim zadaniem jest patrzenie na dyspozycję zawodników na najbliższy mecz ze Skrą. Wszyscy są dobrze dysponowani. Żaden, jak twierdzą, nie odniósł w najbliższych meczach poważniejszej kontuzji, która mogłaby się odnowić. No, nie znam ich, więc im wierzę.

   Wychodzę z hali i kieruję się w stronę mojego mieszkania. Wchodząc, sprawdzam skrzynkę pocztową. Jest w niej jeden list. Nie ma nadawcy. Otwieram go. Na kartce A4 znajduje się wyklejony z powycinanych liter napis le temps est compté. Od razu psuje mi się humor. Nawet nie wiem, dlaczego mam to zrobić.

   Dzwoni mój telefon. To Michał, który zawsze wiedział, gdy jest mi źle i musi zadzwonić.
 - Słucham?
 - Hej, Mała. Mogę wpaść? Musimy pogadać.
 - Pewnie.

   Dziesięć minut później słyszę dzwonek do drzwi. Otwieram i wpuszczam Kubiaka do środka. Robię mu kawy i siadam z nim w salonie. Patrzy na mnie uważnie, jakby czytał mi w myślach.
 - Mar,co jest?- pyta, wpatrując się w moje oczy.
 - Boję się, Misiek...
 - Naprawdę nie możesz nic zrobić? Iść z tym na policję, czy coś?
 - Nie... Właśnie, jeśli tego nie zrobię zginę ja i wszyscy, których kocham. Jak to zrobię to zginie jedna osoba, którą kocham. A jeżeli pójdę z tym na policję, po pierwsze oni nic nie znajdą, a po drugie, on się zdenerwuje i Bóg wie, co zrobi...
 - To faktycznie jesteś w kropce...
 - W ciemnej dupie, Misiek...
 - Postaramy się coś wymyślić.

   Naprawdę nie wiem, co robić. Kubiak jako jedyna osoba wie o tej sprawie. Obiecał, że nikomu nie powie. I ja mu ufam. A czas ucieka. Muszę coś wymyślić. Nie mogę skazać na śmierć nikogo.

   Michał oznajmia, że musi iść, gdyż jego dziewczyna źle się poczuła. Zostaję sama, oglądając jakieś denne powtórki w telewizji. Zostałam sama ze swoimi problemami... Nikt nie może mi pomóc, sama muszę się z tym zmierzyć. Może, gdybym wiedziała coś więcej. Dlaczego w ogóle ojciec się w to wmieszał? Dlaczego to ja muszę zabić? Czemu akurat jego?

   Dzwonek do drzwi. Podnoszę się i otwieram. W progu stoi on. Niepewnie wpuszczam go do środka. Nie rozumiem go. Zostawiłam go przy ołtarzu. Uciekłam. Nie dawałam znaku życia. Wracam, a on spokojnie mnie wita, zaprasza do domu. Przesypia się ze mną. A teraz stoi w moim salonie, uśmiechając się lekko. Każdy inny facet już dawno zrobiłby mi awanturę, nie chciał mieć ze mną do czynienia. Ale nie on.
 - Chcesz czegoś do picia? - pytam zdezorientowana sytuacją.
 - Nie, dziękuję. Chcę tylko porozmawiać. Nie powiedziałaś mi całej prawdy... - patrzy na mnie błagalnie.

   Zapraszam go do salonu i, wbrew jego protestom, zaparzam kawy. Siedzimy naprzeciw siebie, wpatrując się sobie nawzajem w oczy.
 - Powiedz mi, bo nie rozumiem - odzywam się po dłuższej chwili milczenia. - Skrzywdziłam cię. A ty jak gdyby nigdy nic jesteś dla mnie miły. Dlaczego?
 - Bo - odwraca wzrok, jakby nie chciał, bym coś zobaczyła. - Nadal cię kocham...
 - Nie - kręcę głową. - Kochasz Kaję. A ja jestem Marietta...

   Nie wierzę, że to mówię, ale go kocham. Tak cholernie. Tak bardzo. Na zawsze.
 - Nieważne - mówi. - jak masz na imię, skąd jesteś. Kocham cię tak bardzo za to, jaka jesteś w środku. Kaja czy Marietta... jest mi wszystko jedno. Kocham uroczą szatynkę o niebieskich oczach. Ciebie.

   Wyrzuca słowa na jednym wdechu. Zamurowuje mnie. Po tym wszystkim, co mu zrobiłam... Jak bardzo go skrzywdziłam... On nadal mnie kocha?
 - Wiesz... może mi nie uwierzysz, uznasz za wariatkę - mówię niepewnie. - Ale ja nigdy nie przestałam ciebie kochać... Nie chciałam cię tylko obarczać moimi problemami...

   Przytula mnie. Trwamy tak dłuższą chwilę, dopóki nie dzwoni mój telefon. Przepraszam go na chwilę. Wychodzę do sypialni.
 - Halo?
 - Pamiętaj, umowa obowiązuje. Bez względu na wszystko - głos zniekształcony, jednak dobrze wiem, kto to.
 - Dlaczego ja?! - pytam zdenerwowana.
 - Tak musi być.

   Rozłącza się. Sprawdzam numer. Zastrzeżony. Cholera. Boję się. Tak bardzo. Doprowadzam się do porządku i wracam. Siedzi spokojnie, trzymając w rękach naszą fotografię. Widzę, jak łzy płyną po jego policzkach. Siadam obok i przytulam go. Wiem, że tego potrzebuje.

Czas ucieka. Oto trzy, do końca dwa i Resovio, do boju! Pokażcie ruskim gdzie ich miejsce! :D A kto według Was gra tu główną rolę męską? :)

5 komentarzy:

  1. To opowiadanie jest naprawdę świetne, nie mogę się już ...

    ... doczekać kolejnych rozdziałów. No i mam nadzieję, że w końcu się dowiem kim jest nie doszły mąż głównej bohaterki :)

    OdpowiedzUsuń
  2. On naprawdę musi ja niesamowicie kochać skoro tak łatwo ...

    ... wybaczył no cóż upokorzenie!

    OdpowiedzUsuń
  3. Mam swojego faworyta, ale milczę :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Mam swoje typy ale ich nie zdradzę;) Kaja czy tam Marietta ...

    ... jest między młotem a kowadłem. Co nie wybierze i tak ktoś musi zginąć...

    OdpowiedzUsuń
  5. Ja też mam swojego faworyta, ale nie zdradzę :P Kurde w co ta dziewczyna się wplątała?

    OdpowiedzUsuń